czwartek, 28 lipca 2016

...taka środa...


Nałożyłam olej kokosowy na włosy, włączyłam muzykę i zrobiłam tarte. Humor doskonały! Taka piękna deszczowa środa. A ja uwielbiam, kiedy pada deszcz.



    a wieczorem prezenty. Bez okazji. Takie pachnące cuda…




pozdrawiam, Klaudia

poniedziałek, 18 lipca 2016

dżemu nie będzie!



Mam przyjaciółkę, która jest niesamowitym talentem kulinarnym. Takim wiecie- na maxa.
Nie dość, że uwielbia gotować, to potrawy, które tworzy są niesamowite w smaku.
Czasami dostaje od niej w prezencie różne łakocie. A to kiszone ogórki, a to marynowana papryka, a to kawałek ciasta, a to deser z karmelizowaną powłoczką.
To są takie produkty, którymi człowiek nie ma ochoty dzielić się z innymi.
Ostatnio dostałam słoiczek dżemu. Najpierw skrzętnie ukryłam go  w torebce, później w samochodzie i … zapomniałam.
Zdążylismy przyjechać do Niemiec.
Podczas robienia naleśników przypomniałam sobie, że w samochodzie leży takie cudo.  Poprosiłam więc przyszłego męża, by szybciutko dostarczył do domu przysmak.
Wpada, jak burza po 5 minutach. Wściekły- na mnie oczywiście. Rozbił… słoik w mak, zawartość w asfalt.
 „no trudno”- pomyslalam.
a On wciąż zły. Na mnie rzecz jasna, bo na kogo innego? Przecież rozbił przeze mnie.
Byłam rozbawiona sytuacja, Jego fochem i milczeniem.
Po jakims czasie, jako winna zaistnialej sytuacji postanowiłam przełamac lody i zagadać do Ukochanego. Ten niestety mnie odrzucił.
Odbiłam więc piłeczkę i rozżaliłam się nad losem dżemu; że rozbity, że nie doniósł, a na pewno taki dobry był…
odpowiedź była prosta : „ doniosłem! Leży w koszu, weź sobie!”

umarłam kilka razy… ze śmiechu!

Brawa dla tego Pana!

piątek, 22 kwietnia 2016

o nas...


Zmian ciag dalszy…

Jak dzisiaj pamietam nasze pierwsze spotkanie. Jakby to było wczoraj. Najdalej przedwczoraj. 
Wiedziałam od tamtej chwili, że to On, tylko On. Wymarzony, wyczekany, wytęskniony. 

Na to pierwsze spotkanie ubranie przygotowałam wcześniej, wyprasowałam. Czekało. Wymyslałam scenariusze rozmowy. Myslałam, jak to będzie. Każdy dzień, godzina, minuta były na wagę złota, bo zbliżały mnie do wyczekanego z nim spotkania. I nowy blyszczyk kupiony, paznokcie pomalowane. Wszystko gotowe.  Wracał z Niemiec.  Ostatni wieczór przed spotkaniem pełen emocji. Myslałam tylko o tym, by zasnąć, bo przecież wtedy czas przeleci przez palce.  
w środku nocy zadzwonił, że będzie za 10 minut, że ostatnie rondo, ostatnia prosta i jeszcze światła. 
Piżama w kratkę, włosy rozwiane, oczy zaspane, makijaż został w kosmetyczce. Środek letniej nocy. Wtedy już się nic nie liczyło. Nie wiem, jak długo stalismy na środku ulicy. Może godzine, może dwie. 
Nie padło wiele słów, trzymal mnie w objęciach nie odpuszczając na centymetr. Nigdy nie zapomnę tamtej nocy. Wtedy serce chciało mi wyskoczyć. Dzisiaj tez chce. Za każdym razem czekam na niego tak bardzo, jak wtedy czekałam. I nie wazne, czy wpada do domu na przerwę, czy wraca z pracy po 8 godzinach, czy wraca ze sklepu, czy z długich tygodni nieobecności.  Czekam. Z obiadem, z kanapkami, z jajecznicą, z kawą, z utęsknieniem. 






a dziś….

Czeka na nas kościół, w którym pewnie będę płakać wzruszona składając przysiegę. 
Czeka na nas sala pełna gości.
Czeka zamówiona od dawna pogoda na ten dzień.
Czeka kwiat bzu, który kwitnie w maju.
Czekaja ślniące obrączki, już dawno wybrane. 

i my czekamy…

Czekamy na Maj 2017 roku.  Wtedy  będziemy oficjalnie Państwem P.




                                       Klaudia.







Tyle się u nas dzieje, że aż ciężko nam nadążyć. Okazało się, że mamy dwa razy więcej spraw w Polsce, które trzeba załatwić, niż przypuszczaliśmy.

Mieszkanie.

 W pierwszych dniach po powrocie ogarnelismy mieszkanie. Żadne z nas nie spodziewało się ścian w takim stanie, ale odmalowaliśmy i jesteśmy. 3 dni przeznaczone na przeprowadzkę, remont, sprzątanie. 3 dni! Byliśmy wykończeni. Czas nas gonił, ale jakże cudownie było spędzić pierwszą noc razem, u siebie… każdy szczegół cieszył.
Szare ściany, kwiaty na stole, pachnąca pościel, niebieskie kubki… idealnie.
My! Już prawie rodzina. Prawie Mąż i Prawie Żona. Nie zapominając o Psiaku. Naszej kochanej Krówce. 


Cieszę się, że tak sprawnie opanowaliśmy panujący u nas rozgardiasz. Bałagan w domu, pranie, ciuchy, zakupy. Cały czas czegoś brakowało, czasami było pod góre, jednak jestem niesamowicie dumna z tego, że stworzylismy taki team. Team, który poradził sobie z przeszkodami w mgnieniu oka.





Pies.

Nieplanowane stworzenie w naszym domu, bez którego już sobie nie wyobrażamy życia. Musi być. Nasza mała towarzyszka w każdej podróży- bez względu na to, czy podróż jest długa, czy krotka. Grzecznie siedzi lub leży na tylnim siedzeniu. Ciekawska, obserwatorka, kochana. Najukochańsza nasza pieszczoszka. Uwielbia nasze łózko. Każdy pretekst jest dobry by do niego wskoczyć. W końcu u nas śpi się najlepiej. Jednak noc spędzamy osobno, bo nasz pies ma cudowne legowisko. 




Pracownia.

Odkąd „odkopalismy” się ze wszystkich problemów, które nagromadziły się w Polsce pod naszą nieobecność, spędzamy czas w swoim najfajniejszym miejscu. Znów tworzymy. Piękne rzeczy. Pomysły się mnożą i praca wre. Nie moglismy się doczekać chwil ze szkłem.  Nadszedł dla nas nieco spokojniejszy  czas i mamy chwile by pomysleć, zastanowić się i zrobić kolejne plany.  


Jest tylko jedna rzecz, która mi doskwiera. Mój M już wyjechał. Na miesiąc. To nasze pierwsze tak długie rozstanie od wielu miesięcy. Za bardzo przyzwyczailiśmy się do swojej obecności i jest mi dużo trudniej się z tym faktem pogodzić. 







Pozdrawiam, Klaudia.

sobota, 5 marca 2016

7 dni...




Nasz powrót do Polski zbliża się wielkimi krokami. Odliczamy ostatnie 7 dni. 7 dni… 
Już nie mogę się doczekać. Ostatnio zapytałam M. czy On tez chce już wracać? Powiedział, że jemu się za bardzo nie spieszy, bo ma mnie obok siebie. Ujął mnie tym bardzo. 
no, ale.. jak to? A mieszkanie, a pracownia, a pies? Wszyscy na nas czekają. 
Coraz więcej wiadomości z pytaniem „kiedy?”. 13 Marca! Ostatecznie! 
spakowałam już połowę naszych rzeczy! Tak bardzo nie mogę się doczekać. 
Mamy w Polsce tyle rzeczy do zrobienia. Tyle planów do zrealizowania. 
I w końcu Polski język i mentalność. Tego nam brakuje. 





Mamy już marzec. Z niecierpliwością wypatruje wiosny, ale wciąż przegania ją śnieg. W ogrodzie już kwitną bazie, już śpiewają ptaszki,  już tak bardzo by się chciało nie zakładać czapki. Jeszcze chwile. Jeszcze chwile i będą balerinki, będą wiosenne ubrania, tulipany, będą zielone krzaki.

A tymczasem weekend. Kolejny. Już przedostatni. Jutro zjemy obiad nad jeziorem. Uwielbiam takie niedziele! Nasze. Spokojne, pyszne, bez pośpiechu. 

wtorek, 23 lutego 2016


Znów mamy weekend! Uwielbiam! 
Jednak ten weekend jest wyjątkowy. Urodzinowy!
postanowiłam sprawić małą przyjemność Ukochanemu łasuchowi i stworzyć coś w kuchni.
Nie miałam wyboru, skoro urodziny to musi być tort! bo co to za urodziny bez torta?
To przecież jeden z najważniejszych dni w roku!





tak więc przygotowania zaczęłam już w tygodniu.
przeszukiwałam internety, czytałam przepisy, przeprowadzałam wywiady wśród koleżanek i w końcu znalazłam! Tort-niestandardowy. Bez pieczenia. BIT.
Mimo, że potrafię piec różne ciasta, za tortami specjalnie nie przepadam. Bardzo rzadko się zdarza, żeby tort mi smakował. Większość z nich, jak dla mnie jest zbyt słodkich, zbyt mdłych, zbyt alkoholowych, zbyt kolorowych, zbyt chemicznych. 
Ciasto bit składa się z dwóch rodzajów mas i herbatników. Niezwykle proste.
Największą trudność sprawiło mi znalezienie skondensowanego mleka w puszce. Niestety w niemieckich sklepach to nie taka prosta sprawa, ale ostatecznie wszystkie składniki zostały skompletowane.
w piątek posprzątałam mieszkanie. Lubie, kiedy w weekendy możemy po prostu odpocząć i nie muszę martwic się kurzem, czy brudną podłogą. Lepiej odpoczywa się w czystości. 
Sobotę zostawiłam sobie na zakupy i działanie w kuchni.  
Bardzo mi się spodobało! Nigdy dla nikogo nie zrobiłam torta. Jestem z siebie dumna. Wszystko wyszło tak, jak chciałam. 
a w niedzielę nie mogliśmy się doczekać, by go w końcu skosztować. Szczególnie, że tort wyglądał niezwykle smakowicie, jak się okazało smakował równie dobrze.




Mam nadzieję, że prezent, który już czeka na niego w Polsce przypadnie mu do gustu tak samo, jak tort .

Pozdrawia dumna z siebie Klaudia :)


wtorek, 16 lutego 2016

wtorkowo


Wtorek zaczął się leniwie. 
Kawa i muzyka, muzyka i projekty,  projekty i obróbka zdjęć, zdjęcia i blog. 
W domu zrobiło się pusto. M już dzisiaj jest w pracy. Grypa żołądkowa została zażegnana! 
Ciężko było rozpocząć walkę z chorobą, szczególnie, że w naszej apteczce zabrakło leków na tego typu dolegliwości. Niestety w niedziele w Niemczech wszystkie sklepy są zamknięte. Uratowała nas nieco stacja benzynowa i cola. A w poniedziałek rosół. 






Tęskno mi dzisiaj za wiosną. Tęskno mi też za naszą pracownią w Polsce. Jest to jedno z moich ulubionych miejsc. Razem z M możemy tam godzinami siedzieć i tworzyć. To właśnie w pracowni króluje turkusowy kolor, uśmiechy, rozmowy, skupienie, cisza, precyzja i radość. Radość, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem i naszymi oczekiwaniami. Radość, kiedy kolejna rzecz stworzona przez nas jest piękna.
Uwielbiam chwile, kiedy oboje tworzymy.  Ja coś rysuje, pisze, robię zdjęcie a On wszystko to składa w całość, jak puzle. Zachwycamy się ostatecznie efektem naszej pracy. I wszystkie te sugestie: a może zdjęcie tutaj, a może inny napis, a może animacja… lubię, bardzo lubię. Myślę, że stworzyliśmy fajny duet nie tylko w życiu prywatnym, ale też w firmie. Uzupełniamy się.








                                                                          miłego dnia!

niedziela, 14 lutego 2016

Walentynki





Rano wspólna kawa, przytulanki, przygotowanie obiadu, rozmowy, czułe słowa, zaczepki, śmiech.
Dzisiaj jest niedziela. Najspokojniejszy dzień w  tygodniu. Niedziela to czas na regeneracje, spokój, odpoczynek. Wszystkie nasze wolne dni są do siebie bardzo podobne.
Dzisiaj jednak dużo bardziej troszczę się o Mariusza, ale nie z okazji Walentynek. Powodem jest choroba, która dzisiaj u nas zagościła. Mam nadzieje, że nie zostanie zbyt długo.

A Walentynki? Nie… My okazujemy sobie uczucia codziennie. W każdym najmniejszym geście kryje się miłość. .  A te małe gesty są przecież największe. Buziak na pożegnanie, ciepły obiad podany najpiękniej, jak się da, krótki liścik, sms, czułe słowo, dotyk, uśmiech.
Wydaje mi się, że miłość trzeba sobie okazywać codziennie, a nie nadrabiać 14-go Lutego.
Jeden dzień to za mało, by nadrobić cały rok .

Pozdrawiamy!


środa, 10 lutego 2016

Jestem zodiakalną Panną.
Uwielbiam porządek, a co za tym idzie- lubię sprzątać, układać, segregować, czyścić, porządkować. Bardzo lubię, kiedy jest symetrycznie i każda rzecz ma swoje miejsce.
Cały czas coś składam, układam, porządkuję. W końcu wszystko ma swoje miejsce, jednak znam kogoś, kto uważa że bluza może leżeć na fotelu i nigdzie nie jest napisane, że jej miejsce jest w szafie. Śmieję się do siebie, gdy kolejny raz słyszę: „a widziałaś może….?” .
Jego ton wypowiedzi zawsze doprowadza mnie do śmiechu.

Z racji tego, że w Polsce czeka na nas jeszcze zupełnie nie urządzone mieszkanie staram się spokojnie zaplanować, co, jak i gdzie.
Chciałabym uwić nam przytulne i wygodne gniazdko. Niesamowitą radość sprawia mi zaznaczanie kolejnych linków z pięknymi rzeczami, które oczami mojej wyobraźni już mają miejsce w naszym mieszkaniu.

Podoba mi się styl skandynawski. Jest dla mnie przejrzysty i uporządkowany. Lubię minimalizm. Nie przepadam za drobiazgami, które zajmują każdą wolną powierzchnie na stole, komodzie, szafce, półce. Musi być estetycznie.

Szafa. Duża, biała, przesuwna, pojemna. Znalazłam!
Zmieści nasze ubrania, pościel, ręczniki. Wszystko w jednym miejscu. Uporządkowane.

Komoda. Zgrabna, biała, średniej wielkości. Znalazłam!
Dokładnie taka, jaką chciałam mieć. IKEA jeszcze mnie nie zawiodła. Uwielbiam prostotę.
Nad komodą zdjęcia. Koniecznie w białych ramkach i koniecznie na szarej ścianie.

tak sobie wymarzyłam…

jedyne, czego nie jestem pewna to meble do sypialni… nie mam pomysłu na to, jakie meble dobrać do czarnego kutego łóżka.

Mimo wszystko będzie pięknie. 


Pozdrawiam. Klaudia

poniedziałek, 8 lutego 2016

na początku

Początki są trudne... Ciekawe, ile wpisów zaczyna się od tych słów?
Dzisiaj ja rozpoczynam swoją przygodę z blogiem. Z turkusowym blogiem.

chwile…
dostrzegam coraz więcej tych dobrych momentów. Każdego dnia- bez wyjątku. Pieknych, krótkich, długich, intensywnych, ulotnych. Niezmiennie pozytywnych.

turkusowe…
ten kolor już zawsze będzie mi się kojarzył z najfajniejszym człowiekiem, jakiego znam.

Mam na imię Klaudia. Uwielbiam czytać, słuchać muzyki, pić kawę, marzyć.
Jestem romantyczką i domatorką. Chwilowo gospodynią w pustym mieszkaniu.
Bez pamięci zakochana i szczęśliwa.
Chciałabym wrzucić tutaj wszystko to, co mnie zachwyca, co jest piękne i pozytywne.
W szarości każdego dnia przecież czają się dobre momenty. Turkusowe chwile.

Pozdrawiam. Klaudia